środa, 12 marca 2014

Gdzie zjeść w Trójmieście? Część 1.



Z Gdańska wyjechałam już jakiś czas temu, ale dopiero teraz zebrałam się, żeby napisać o moich kulinarnych wrażeniach z Trójmiasta. Siłą rzeczy skupię się na miejscach w mieście, w którym mieszkałam, ale pozostałe oczywiście nie zostały pominięte;) Mam całkiem dużo do napisania, więc skupię się najpierw na słodkościach.
Warto zacząć od cukierni T. Deker Patissier & Chocolatier, których jest aż 9 w Trójmieście. O czymś to świadczy, bo to naprawdę miejsce, które trzeba odwiedzić. Sama byłam tam trzy razy, ale chętnie wybrałabym się tam i czwarty. Chyba chodzi o chęć wypróbowania jak największej liczby kusząco wyglądających wypieków, które niestety czasem okazują się tego niewarte. Niektóre są według mnie zbyt słodkie i mdłe (przykładem może być ciasto bezowe z lemon curd i przereklamowany, zbyt korzenny sernik cynamonowo-miodowy) albo wręcz niesmaczne, jak strudel wiedeński (ale to wina jabłek, bo niektóre ich kawałki były wręcz niezjadliwe), ale większość jest bardzo dobra, np. na torcik mango-malina, tarta brulee z wiśniami czy macarons. Dlatego naprawdę polecam pójść (a raczej pojechać, bo wszyscy lokalni mieszkańcy pewnie już byli, więc pozostali muszą udać się do Trójmiasta) i przekonać się samemu.


Ciekawym miejscem jest też Manufaktura Słodyczy Ciuciu na ulicy Długiej w Gdańsku (a także na ul. Bohaterów Monte Cassino w Sopocie). W Łodzi nie ma takiego sklepu, więc spacerując po starówce, tym chętniej tam weszłam. Można wybrać wśród wielu smaków landrynek i lizaków. Dzieci są wniebowzięte;) Ja zdecydowałam się na mieszankę cukierków w słoiku. Niektóre smaki są naprawdę dobre, ale nie ma się czym zachwycać, jak to tego typu słodyczami. Ale przez szybę można zobaczyć, jak pracownicy od podstaw je wytwarzają, więc miejsce jest warte odwiedzenia.



Z kolei do Fajnych Bab na ul. Świętojańskiej 70/71 w Gdańsku wręcz trzeba się wybrać. Jeśli lubicie cupcakes, na pewno będziecie pod wrażeniem. Wśród pięknie i starannie udekorowanych babeczek w wielu smakach (m.in. tiramisu czy kokosowym) na pewno znajdzie się coś dla siebie. Kremu na każdej jest sporo, ale na jednym rodzaju było go wyjątkowo mniej, więc zdecydowałam się na ten smak. Akurat był to lawendowy, więc idealnie się złożyło;) Był pyszny. Jedynym mankamentem jest mała powierzchnia lokalu, w którym brak miejsca na stoliki. Można usiąść na wyłożonych poduszkami parapetach, co przydaje mu uroku, ale nie jest zbyt wygodne.


W ostatnim dniu mojego pobytu w Trójmieście byłam w MITTE Chleb i Kawa na ul. Rzeźnickiej 47 w Gdańsku. Szkoda, że nie wcześniej, bo pewnie wpadałabym tam częściej. A przynajmniej bym chciała, bo niestety miałam tam dość daleko. Zazdroszczę okolicznym mieszkańcom, bo chętnie na co dzień kupowałabym ten pyszny chleb na zakwasie w dobrej cenie (zwłaszcza razowy czy włoski). Na drogę wybraliśmy ślimaka ze szpinakiem i serem oraz pasztecik z kapustą - oba smaczne, choć dla mnie odrobinę za słone, a pasztecik dodatkowo zbyt kwaśny, ale to rzecz gustu. Ze słodkich propozycji mają np. pączki czy ślimaki z rodzynkami, przynajmniej tego dnia. Na plus przemawia również wnętrze, które jest całkiem przytulne, a do tego miła obsługa.


Raz na obiad wybrałam się do Avocado vegan & eco. To wegetariańskie i wegańskie bistro położone na ul. Wajdeloty 25/1. Jeszcze o nim napiszę, na razie wspomnę tylko o deserze - przełożonym konfiturą wiśniową i posypanym orzechami włoskimi cieście czekoladowym z chili. Było bardzo smaczne, choć wydawało mi się, że odrobinę przesadzono z ilością tej przyprawy. Ja akurat lubię ostre jedzenie, więc nie zwróciłam na to specjalnej uwagi, bo było poza tym bardzo wilgotne i pełne smaku. Chętnie spróbowałabym innych wypieków, np. cynamonowych bułeczek, wuzetek czy tart, może kiedyś;)

 
Na koniec tej części przedstawiam francuską restaurację A la française na ul. Spichrzowej 24/1 w Gdańsku. Zjadłam tam (ostatni w Trójmieście) obiad, ale napiszę tylko o deserach, bo to część poświęcona słodkościom;) Ja wybrałam macaronsy - pistacjowy, waniliowy i malinowy. Wszystkie o niezbyt wyrazistym smaku i bardzo małe. Moi towarzysze mieli więcej szczęścia: cytrynowe crème brûlée (które niestety trochę podeszło wodą) i krem czekoladowy posypany pokruszonym naleśnikiem Gavotte były bardziej udane. M.in. dlatego polecam tę restaurację, a więcej o niej w następnej części mojej relacji z Trójmiasta.


2 komentarze:

  1. torcik malina mango... mmm <3

    zapraszam na pesto z rukoli!
    www.cookplease.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. pysznie! te ciacha z chęcią bym zjadła :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze!