środa, 24 września 2014

Gdzie zjeść w Budapeszcie? Część 1.


Dzisiaj pierwsza część zapowiadanej relacji z Budapesztu. Na początek, jakżeby inaczej, kuchnia węgierska w wydaniu Hungarikum Bistro (Steindl Imre u. 13, niedaleko Parlamentu). Można tam zjeść tradycyjne domowe dania, np. widoczny powyżej warkocz z polędwiczki w sosie paprykowym, podany z kluseczkami z kapustą i boczkiem. Ja zamówiłam zupę gulaszową - bardzo sycącą (do tego podaną z niezłym chlebem) i smaczną, ale za słoną. Próbowałam też chrupiącej kaczki z puree ziemniaczanym i czerwoną kapustą. Wszystkie dania były naprawdę udane, ale żeby się nimi cieszyć, trzeba odwiedzić bistro o odpowiedniej godzinie: kuchnia ma przerwę od 14.30 do 18. Nie wiem, skąd taki pomysł, bo przecież właśnie wtedy najwięcej osób chce zjeść obiad ;)


Nie samymi obiadami człowiek żyje ;) Warto wybrać się też gdzieś wieczorem, np. do Farm (Ó utca 14). Szczególnie polecam tam talerz przekąsek (serów, wędlin i warzyw, podanych z chlebem) oraz drinki. Nie pamiętam jak się nazywał, ale szczególnie smakował mi pewien drink z chili. Ta informacja wystarczy, żeby go poznać w karcie, polecam. Ciekawym pomysłem jest zastąpienie stołków barowych wygodnymi, jak mniemam, fotelami, a także ozdobienie ścian "wiązkami" pustych butelek. W niedzielę od 9 do 13 w Farm odbywa się ekologiczny targ, ale niestety wieczorem lokal jest zamknięty.


Poniżej zdjęcia, które już pojawiły się na blogu. Umieszczam je jeszcze raz, bo przecież Hummus Bar i cukiernia Gerbeaud zdecydowanie są odpowiedzią na pytanie, gdzie zjeść w Budapeszcie.


Wzniesiona pod koniec XIX wieku hala targowa Vásárcsarnok (poniżej) to jedno z miejsc, które koniecznie trzeba odwiedzić, będąc w Budapeszcie. Na najwyższym poziomie ulokowane są bufety, m.in. z langoszami. Oczywiście nie mogłam nie spróbować tych słynnych smażonych na głębokim tłuszczu drożdżowych placków. Najczęściej są jedzone z czosnkiem, śmietaną czy serem, ale ja próbowałam bogatszej wersji, powstałej dzięki inwencji pani sprzedawczyni ;) Dzięki dodatkowi szynki, sera, pieczarek i pomidorów przypominał trochę pizzę. Ale był od niej dużo gorszy, choć i tak smakował lepiej, niż się spodziewałam. W hali można oczywiście kupić też m.in. wszelkie odmiany suszonej papryki i inne przyprawy, pasty paprykowe, pasztet z gęsiej wątróbki, kiełbasy, a także pamiątkową ceramikę, wina, sery, kiszone marynowane warzywa (na poziomie -1; widoczne na przedostatnim zdjęciu). Tych ostatnich (a zwłaszcza kalafiora) nie radzę próbować: są niesamowicie słone i kwaśne, zjeść da się według mnie jedynie papryczki nadziewane serem, ale to chyba trochę coś innego. Wygląda na to, że Węgrzy upodobali sobie bardzo słone rzeczy, nawet widoczne na zdjęciu pod langoszem śmiesznie wyglądające ciastko z "normalnym" serem (można wybrać również wersję bardziej słoną) nie było do końca normalne ;)


To nie koniec - niedługo druga część relacji, poświęcona słodkościom. 

4 komentarze:

  1. świetny, smakowity poradnik :) kiedyś byłąm w Budapeszcie nocą, nic prócz Mc nie było otwarte. w końcu trafiliśmy na nocną "pizzerię" i jadłam najlepszą pizzę z kurczakiem na świecie.. mniam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś szczęście! :) Czasem można się jednak naciąć, jak np. ja, kiedy upatrzony lokal (czyli Farm) był zamknięty i trzeba było się zdecydować na coś innego w pobliżu.

      Usuń
  2. Zazdroszczę pobytu w Budapeszcie i langosza oczywiście. Chociaż na spróbowanie go wybrałaś kiepską lokalizację, bo na tej hali dobrego langosza się nie zje niestety. Natomiast na pięterku jest bardzo fajna knajpka i tam podają rewelacyjna zupę gulaszową oraz najlepszą na świecie lemoniadę :-)
    Marynaty próbowałem z innej hali i słone nie były, ale to pewnie jak u nas z kapustą kiszoną - różnie można trafić. Te rurki z serem jednak były okropnie słone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za ciekawy komentarz! Następnym razem zjem langosza w polecanym miejscu, ale tym razem jakoś się nie złożyło i pozostało spróbowanie go przy okazji odwiedzenia hali :)

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze!